słone jak wiatr od morza
lodową ciszę zwiniętą w pięść
rzucę w czarne przestworza
westchnę jeszcze nie raz
w obrusach pól jak chrząszcz splątany
okryty płaszczem dobra i zła
śladem mrówczym minę burzany
na szczytach głazów jak Hillary
w Niniwie znajdę ogrody
przełamię miłość na pół
wejdę na kolejne schody