słyszalem zwierzeta posrod nagich drzew,<br />
powietrze bylo zimne, niemal zamarzalem,<br />
oczy mi marzly, zatrzymujac blask gwiazd.<br />
<br />
Zawisłem w powietrzu i rozlozylem ramiona<br />
Wzywajac do siebie wiatr z kazdej ze stron<br />
i tak czekałem otoczony noca<br />
az przyjdzie oddech co doda mi sil .<br />
<br />
Powiertze bylo zimne, ale gwiazdy znikly<br />
i w oczach zanikl takze ich blask<br />
i sluch sie zmienil, nie bylo juz zwierzyny,<br />
tylko bijace serca maszerujace wsrod drzew.<br />
<br />
Upadlem w koncu od naglego podmuchu<br />
na wyscielona zmrozonym sniegiem zieme,<br />
ksiezyca nie bylo, tam gdzie widnial wczesniej<br />
niebo poczernialo i bylo jeszcze ciemniej.<br />
<br />
Nastala noc lowow<br />
Tylko Skade zlozylem dzieki...<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
(wiersz o pewnej zimowej przygodzie, kiedy to dowiedzialem sie, co znaczy byc mysliwym)<br />