Wstawać o świcie, w blasku poranka,
jak złota panna ze skowronkiem zbratana.
Próbowałem jak zboże
szczęśliwie dojrzewać w pulchnej ziemi,
by piąć się ku słońcu
i drżeć w porach koszenia.
Próbowałem myśli zjednoczyć z rozgrzanym płomieniem
i śpiewać nocą jak feniks,
Jak jastrząb spadałem, pewien swojej zdobyczy,
jej smaku w dziobie i ust malinowych.
Próbowałem podążać jak ślepiec dróżkami,
obijając o korzenie biednie bose stopy,
Jak drzewko wyrastać każdego dnia i nocy,
nie pomne na deszcz, śnieg i grzmoty.
Próbowałem kochać...
a wciąż wszystko mi jedno.