Wiatr wieje chmur pętla zanosi szarość
Dokonał już swych obliczeń matematyk
Uiścił zapłatę na konto bankowiec
Podołać zadaniu bezbarwnie pod nacisk
Spróbuje znów ruszyć niedbałą koordynacją
Kołysząc się sprawnie i ściany tuląc
Ujmując ten świt, który nadszedł o zmierzchu
Ktoś modli się dalej by gnić nie przestało
Zakurzony ornament przykrywa liśćmi
Gdyby tylko siły móc kupić za chęci
Bazar trutek oblegany najobficiej
Chiński handel marzeniami
Znów patrzymy na cene