Ciepłą i gęsta krew burząc w mych żyłach
Nie będąc pewnym czy aby może umysłu majaczeń
Przymykam swe oczy,skradając ci uśmiech w ciemności...
Na przemian otwieram i zamykam ten obraz
W końcu pozwalam się dostrzec,cały w rozkoszy
Dłonie zastygły,zastygły i oczy...Ten świat umiera
Przy następnym drgnięciu twych warg rodzi się lepszy
Wierci mnie pragnienie upaść do twych stóp
I wybełkotać pasją i szaleństwem -jak koisz
Koisz zmysły...
W dłoni zamykając mój ból istnienia
Mając w swym spojrzeniu odpowiedzi na me lęki
Mając i te na zatracenie...
Złotem mieniąc się cała,majestat do piersi tulisz
Mej błogości żar w szept przelany,wypełniony tobą
Niczym piasek pod stopami,w jednej chwili ból i żal
A niebo i gwiazdy jakby bliżej,gdy serce wpatrzone
Kleopatro zmysłów,tyś jadem w mej głowie!
Tyle barw i smaków,narkotyczna strawa.
Trwa oblężenie świadomej potrzeby ciebie...
Zjawo,przestań rozsądek budzić gdy marzenie
-nabiera form i zaciska pętle na szyi czasu...
Zbudź mnie Kleopatro w szarym końcu świata
Sypiając z mym uśmiechem w samotnej nocy
Otocz mnie murem słów,od wiary po upadek w namiętność
królewskim mnie czyń gdy ochota,łotrem gdy potrzeba
Tylko nie pozwól na strach...