- obiad Romek- zawołała mocno zwyczajnym głosem. Romek z niechęcią się dźwignął ze swego kochanego parapetu. Romek usiadłszy zaczął jeść obiad. Jadł w ciszy, po prostu jadł i jadł. Ojciec tępym wzrokiem z naburmuszoną miną patrzał w telewizor. Matka od czasu do czasu coś wtrąciła w ciszę, ale odbiło się echem i znikło gdzieś w ciszy. Romek od razu zaczął sobie wyobrażać sobie jakąś ponurą scenę bo innej pod wpływem tej ohydnej atmosfery nie da się wyobrażać. Niemal, że zapomniał o wszystkim co daje radość. W zasadzie to mógłbym kończyć w tym momencie, ale, że jestem autorem wszechwiedzącym to wiem, że Romek jest wstanie wzniecić w sobie skrę nadziei i radości. Romek podświadomie też to wiedział i powoli do tego dążył. Po skończonym obiedzie zapytał spytał się samego siebie „Czy kiedyś najem się tym cholernym obiadem”
****
Klara podczas obierania kartofli spostrzegła, że minęło jej 21 wiosen. Niewiadomo czemu ale Klarę ta myśl przerażała. W zasadzie to cała wieś była w szoku, co działo się z ową radosna, zawsze uśmiechnięta Klarą. Jej moc nie była już porażającą. Owszem dalej była tą samą grzeczną i pracowitą dziewczyną. Prawda jednak była inna. Klara pragnęła być kochana naprawdę, nie, to złe słowo, pragnęła być kochana czule. Pragnęła miłości, która ją usamodzielni. Męczyła ją ta stateczność. Męczyła do tego stopnia, że zaczęła podejmować pewne kroki, śmieszne kroki. Śmieszne kroki, które ją raniły bo rysowały jej opinię w całej wsi. Opinię, tej co często przyjmuje tych ciemnych typów z wódeczką. I tak to Klara spędzała całe noce na swoim kochanym parapecie, czytając romanse lub dodawać nowe wpisy do swego dziennika.
Znowu wpisuje się ja, Klara, cierpiąca romantyczka, która marzy.
15 Październik 1990rok
Często się zastanawiam gdzie jest on, ten młody i miły chłopiec, który mnie zaczaruje. Może tatuś ma rację, że jak tak dalej będę wybrzydzać to zostanę starą panną. Ale co ja na to poradzę, że chciała bym mieć przy sobie osobę, która mnie zrozumie i przytuli. Jakie to banale! Na miarę dość słabych romansów, ale zachwalę myślę sobie, jak mocno pragnę przeżyć tak banalny romans. I choć nie wiem jak mocno bym chciał to ta mała iskierka nadziei jest, której nie mogę zagasić nawet wiadrem lodowatej wody. I tak to ja głupia, tracę jakże cenny czas, siedząc na parapecie i pisząc te gnioty. Co robić? Otóż wiem co robić, dalej marzyć, bo od marzeń świat jest lepszy. Może będę cierpieć, ale dalej marzyć i czekać na przygodę przepiękną, która sprawi, że moje życie się zmieni.