Meteoryty suną w dal
Czerwieni się blady strach
Opada przezroczysta kurtyna
W garderobie schowała się twarz
Zakryta pudrem łez
Niemy wydobywa się krzyk
Przenikający szczeliny duszy
Oto aktor ze sceny spadł
Z nieboskłonu dumnych gwiazd
Pękł w nim kryształowy blask
I nastał złowrogi zmierzch
Wgłębi sceny nikną lampy
Z nieba spadają płatki róż
Szaleje wicher pośród drzew
Oceanem myśli miotają fale
Ginie nadzieja razem z dniem
Światem rządzi wieczna noc
Wysypiska pękają w szwach
Niespełniona miłośc je przepełnia