Gdy tęsknych łez żalu wyleją tak wiele<br />
Co idą przez bezmiar pożogi i płaczą<br />
Tu skomlą, tu kwilą, tu ich nie zobaczą<br />
Tu wstydu, honoru, nie czują bez końca<br />
Tu ziemia z nadmiaru smaży się słońca<br />
I widzą przed sobą stalowe te wrota<br />
A w oczach ich pędzi zziajana tęsknota<br />
<br />
Lecz wrotom okrutnym ni rady nie dają<br />
I w piekła mogile, tęsknoty się spalą<br />
A dusza wyrwawszy się z ciał ich żałosnych<br />
Poleci hen w niebo, do gwiazd tych żarłocznych<br />
Lecz płomień się duszy grzesznika nie zrzecze<br />
I wróci do ognia, nim ta zeń uciecze<br />
Ostatnie łzy tęskne, łzy żalu wydusi<br />
I zniknie w otchłani, nim żar ją zadusi<br />
<br />
I setki dusz kona, to z żalu, z rozpaczy<br />
A nikt ich już krzyku, nigdy nie zobaczy<br />
Nie słyszy ich oczu, co ogień je strawił<br />
Ni oczu, ni twarzy już żar nie zostawił<br />
A dusze cierpiące pod okiem upadłym<br />
Załkają strach chórem żałosnym i nagłym<br />
Te setki tych istnień co zmarło z tęsknoty<br />
Blask krzyku, krzyk oczu i ogień wciąż złoty<br />
<br />
I przyjdzie ich władca, ten wielki, upadły<br />
Potworny ohydny i w gniewie tak nagły<br />
A on im pokaże co jest rozpaczą<br />
I oni zrozumią ból... gdy z bólu zapłaczą<br />
I wtedy ten odór poczują wieczności<br />
Co odtąd wraz z krzykiem nawiedzi ich kości<br />
Ten potwór co sądzi, co noc nad nocami<br />
To szatan co z piekła wydziera ofiary...