ciemno w tej komnacie
porażony światłem
zgasłem
słyszę jakby gdakanie
kur by zapiał
lecz nie czas
jeszcze nie do końca rano
wskoczyłem w dziwne
spiralnie fakturowane buty
zapaliłem świeczkę ulaną z budyniu
koszulka zmarszczyła się w chińskie i
nabrała jaskrawych kolorów
idę
słucham
rozglądam się
dziwne okna
lejące się ściany
latające żyrandole
pofałdowana podłoga
puste ramy
plastikowe drzwi
o właśnie
chwytam klamkę
wreszcie
koniec
nastało rano
budzik zaryczał niepokornie