słowa burzą betonowe pomniki
dla których umarł szacunek
błyskawice rozwieszają
ciemne mocne zasłony na scenach nieba
skruszone z niewiną miną
proszą o czekoladki i żelki o smaku coli
zapracowana matka
taszczy z zakupami w progi domu
ojciec zachlany śpi
z butelką przy boku
to jego alibi
że coś robił
dzieci zukrytym żalem mowią prawdę
tata stał jak niedzwiedź na dwóch łapach