na świat nie dysponuję
alternatywą nie mogę napluć
na wszystko z góry chociaż
nie powiem ochotę miewam
za oknem błyszczą widoki
na przyszłość nieodległą
o lata świetlne mam zajęcie
dni mijane liczę niekiedy
przechodzi wszelkie pojęcie
jak na drożdżach wyrósł
mój wkład osobisty
w szukanie korzeni
bo zabrakło przypraw
dla mnie starego piernika
który schnie samotnie
twardy coraz twardszy
w pancerzu przekonań
nim opadnie na dno
ból tocząc pod nosem
w towarzystwie asekuracji
życzeń zostało ostatnie –
niech stanie się światłość
i rozproszy ciemnotę
kryjącą się po kątach