słabnąc wykrzywiam się do samej permutacji nie obligując do założenia kagańca ani na miarę potęgi istnienia wyciągam palec środkowy
nie chce być jak ta niekończąca się opowieść o berle wrzuconym do sadzawki
zmieniające niczym rózga mikołaja grzeczna dziewczynkę w sukę
chcę aby ze mnie piło się i jadło
interesujesz mnie ty co gasnąc jak przecinek w łordzie rozpromieniasz moje policzki
z każdym gestem i pocałunkiem
licząc na więcej jestem w stanie ukarać się
wyciąć z mózgu to ostatnią i konieczną przysadkę
szarą komórkę rakową
zabijając mnie nie zapomnij o krzywej matematycznej
którą mnie ciagle smagasz
piszesz ta kurwewską litanię do boga
nie chcę jej czytać już nie chcę
na czacie ty i ja dwie eteryczne postaci
zwiewne niki
sawe me
sawe me
sawe me
do nikąd idziemy i już nigdy się nie zobaczymy
już nigdy nic już nigdy ty