o poranku gdy tylko jutrzenka oczka przetarła
dopadał konia i do niej gnał to chyba muszkieter
u boku wisiała szpada
świeciło się ostrze jak wielkanocna kiełbasa
zrywał jaśminy i inne zioła rwał
by zaimponować by cosik dać
całować nie umiał
ślinił się wycierał mankietem koszuli z lumpexu
nie wierzycie tak było
świadectwem
jest ten tekścik skromny
noc była gwiażdzista
chciał gwiazdę skraść
powiedział mu ktoś zejdź z konia i łap capu cap