gdzie zastygły lśniące mgły
przyczajone jak do skoku
dzikie koty wiosny krzyk
cętkowaniem i paskami
w cieniu olch rozchwianych w wietrze
na nim będzie wciąż się karmić
ptasim mlekiem dzika przestrzeń
i zamieniać w miękką ziemię
w ciepły dotyk z pieśni ciała
kiedy zmysły utną drzemkę
pieśń kolibrów będzie grała
skrzydła w locie skarżąc zamienią
błysk spojrzenia z chmurnych dni
w gorejące źródło przemian
w promień słońca w słodki płyn
trzeba już budować spokój
śpiewnych drgań mozolony dym
który będzie jak co roku
dźwigał w życiu gładki rytm