A on to rozumiał
Ta wielką mydlaną potrzebę kochania
Stawał przed nią na tle burego nieba
Ciągle nieruchomy
Ciągnąc cisze
Lekko podrapaną
Przez jej usta i dotyk
Co chwilę szarpiac za ramię
Z oddali prosił o zrozumienie
Ze każdy ma jakies powołanie
Przekonywał ze, nie przegania samotności
tylko skonczył się sen o motylu na płatkach rózy
Na którego można juz tylko patrzeć.