nie zdążysz się obronić
pochowasz sny
jak na dzwonnicach dzwony zaczną bić
tylko głośny dźwięk
rozpręży płuca jak krzyk niemowlęcy
wyciągniesz pięć złotych dla tych co
pracować nie chcą
pragnienie wielkie gdy wysuszone dni płyną strumieniami westchnień
głowa w chmurach nogi w butach pełnych słomy
słowa cię niosą
przy stole pełno gości