Niechybną śmierć duszy zwiastując.
Tańcząc nad grobem uczuć
Ognia, który nigdy nie zgaśnie.
Pozostawieni przypadkom
Historii kart bez przebaczenia
Rzuceni w płomienie lawy
Niczym ocenzurowana książka.
A gdyby tak zniknąć bez wątpliwości?
A gdyby tak żyć wciąż wątpiąc?
W strachu utraty życia pozostać
Czy żyć, z martwicą mą duszy.
Odchodzę, w blasku piekielnych fleszy
Ze sceny skradzionych marzeń
Bez ciepła, piękna, ulotności i czasu
Z pochylonym ku ziemi wzrokiem.
Odchodzę, bo ktoś inny dotyka Cię słowem,
Ktoś inny już mówi dobranoc,
Dotyka ciepłem swych warg twe usta
Spijając co mogło być nasze
Stoję już sam na pustkowiu uczuć
Złamany huraganem własnej głupoty
Oddaje mą miłość już w inne ręce
Te które teraz Cię tulą.
Odchodzę, znikając za horyzontem zdarzeń
Zerwany niczym liść powiewem jesieni
Me słowa już nigdy nie zabrzmią
W ciszy tęsknoty zaklęte.