odłożywszy kartki od stołu
podręczniki do nauki chodu
bezkrytycznie spalili grzejąc ciała
trud znieśli z horyzontu
wąskiego od rana
szerokiego przed świtem
ukradli wspomnienia aniołom
by diabły mogły się nami przechwalać
odnieść na strych przesądy kreślone
piórem wyrwanym z martwego sępa
ulepili zamek z piasku brudząc nogi
na deszczowym pomoście spojrzeli na siebie
bez zmartwień o wnętrza przysłonione oczyma
wewnętrzne monologi ukryte aktorstwem
zalegające znaki na które czeka bodziec
bez niego uczucia nie widzą kolorów
a gdyby ich nie widzieć wcale ?
zerknąć bez pryzmatu na czystość
schować sitko z dziurkami na nicość
namalować słońce na niby