Początek był cudowny. Całkowicie mnie pochłoną. Przez pierwsze dwa wersy, starałem przekonać się do reszty. Dalej poszło jak po maśle. W pełnym skupieniu, z chłodną perfekcją. Wypełniałem białe luki ostrymi myślami. Chwila nieuwagi i załamanie. Złość napłynęła gwałtowną falą energii. Chciałem coś zniszczyć. Dlaczego? Kurwa!!! Dlaczego??!!<br />
Spokój. Kolejne wersy, alternatywne rozwinięcie, o tamtym muszę już zapomnieć. Ponownie nabieram siły. Twarze, miejsca, słowa. Harmonia. <br />
Koniec. <br />
Piękny, lecz tragiczny. Lub może&#8230; tragiczny, lecz piękny? <br />
Ocenią sami.<br />
<br />
Jak za każdym razem, siedziałem kilka godzin przed spektaklem w prawym, górnym rogu widowni. W skupieniu analizowałem miejsce mojej kolejnej bitwy. W ciszy wsłuchiwałem się w okrzyki rozsądku. Nic nie mogło mnie powstrzymać. Będą moi. <br />
Czekałem.<br />
Czekałem.<br />
Czekałem. <br />
W cierpliwości wyczekiwałem, pierwszych sylwetek. Przybyły. Jak zawsze full. I dobrze, niech korzystają wszyscy. Miłej zabawy, ja stąd spadam.<br />
Kawiarnia naprzeciwko teatru wydawała się bardzo kuszącym miejscem oczekiwania na kolejny sukces. Kawa była jeszcze lepsza. Wróciłem 15 min. przed końcem.<br />
Zafascynowani. Wszyscy. Skupione rzesze, pięknych twarzy. Pełnych emocji i uczuć. Magia teatru. <br />
Brawa. Okrzyki. Niosą mnie na swoich rękach. Każdy jest jak szmaciana marionetka. żywię się ich umysłami. Brawa nie ustają, wszędzie anonimowe, nieproporcjonalne uśmiechy. Są najedzeni, usatysfakcjonowani. Nie chcą już zabijać... na razie. Prowadzą mnie na scenę. Pragną mojego głosu. Pragną mojej krwi. Kurtyna jest czerwona, podobnie jak wino. Zlepiają się w jedną, ciemną masę, starającą się pochłonąć każdą z moich myśli. Chcą być takimi jak ja. Podziwiają mnie. <br />
Kochają to miejsce. <br />
Miejsce w którym tak naprawdę nie chcę być... miejsce którego nienawidzę.<br />
<br />
Koniec<br />
<br />
Maciej Wróbel<br />
<br />
****<br />
( jeżeli ktoś chciałby całoś proszę o kontakt mailowy)