silnik zaczynał dusić swoją muzykę
zgrzyt o kamienie przywracał nadzieję
że nie stoczy się
jeszcze tylko kilka metrów i uda się zjechać
może już ostatni raz
odezwą się pękające na mrozie drzewa
krążyły w rytm wycieraczek
szeptały na dachu ciężarówki
i tak będziesz nasz
żar papierosa przerwał szept
zapadła upragniona cisza
w dolinie żyli tylko umarli
powielając codzienne czynności
w gryzącym dymie tłukli siekierami
spalali wiele drzew
pragnienie ciepła zwiększało się co roku
za kilka dni znów go wyślą
i na przełęczy życia zaszepcą drzewa
otworzył oczy i poruszył palcami
facet w białym kitlu uśmiechnął się
powiedział
witaj już dobrze
a jednak spadł