w starej drewnianej chacie
przed wojną zbudowanej
babuszka pełna wigoru
nalepiła pierogów polała śmietaną
jadłem z apetytem głodnego psa
bury kot lizał sierść
spod oka spoglądał
gdy zapadł zmierz kury szły spać
zmęczony pracami w polu
położyłem kości w białej pościeli
pachniała krochmalem i latem
wczesnym świtem zabiły dzwony
kur zapiał razy kilka
z dziadkiem jechałem furą nakosić trawy
dla mlecznej Milki
na wsi rankiem pachnie jaśmin
świeżo i powabnie
chciało się żyć
odżyło moje ciało
umysł wyciszony nie chcę do domu