I tam gdzie nikt nie był szlaki przecierać
Oślepły stanąłem pomiędzy słabymi
I nie próbuję już oczu otwierać
Miast rąbać toporem to co mnie dławi
I zasiąść wysoko pospołu z Bogami
Umarli dla świata nikczemnie słabi
Wciskają mnie w ziemię bosymi stopami
Potęgo, kiedym opuścił drogę ku Tobie?
I iść zacząłem w dół, w osty, ciernie
Przez cały czas myśląc, że dobrze robię
Chorobą niemocy przeklęte serce
zamiast swą ścieżką podążać wiernie
gnuśne wybrało życie w poniewierce