obrazy nie układały się
istny cyrk z tańczącymi clownami
gardłowo zestrzeliwane
podnosiły łakome pyski z kręconym włosiem
mlaszczące słodkawym powietrzem
tak blisko
że czuć je w środku za powiekami
które już tęskniły za ukłuciem w ramię
po nim powstawała spokojna przestrzeń
piersi oddychały głęboko chłodem
na równinie z karminowych ust
które chwyciły na chwilę zalotne włosy
tak proste
że nie widać końca
z czasem znów zaczynała pękać
i przypominać cukrową watę
to nie nowotwór
i nie zabija
to tylko cyklofrenia