z dołka podnoszę obolałe kości
opuszczam ludzi znanych
dzieliłem się z nimi okruchami
tym co miałem co wyżebrałem
z dworcowych brudnych zapachów
twardych ławek
czasem skopany przez los
poniżony podnoszę czoło
nie będę żebrał zacznę od nowa
ciężka kręta droga
można powiedzieć bez szansy
wierzę w siebie lubię zmiany
jestem życiu oddany
nie mogę się bać