-Tak samo jak autor tego tekstu? <br />
-Nie przerywaj Zemlinie. <br />
-Któż o zdrowych zmysłach pisze opowiadanie o puszce sardynek? <br />
Mujates zaśmiał się szczerze. <br />
-Czasami wydaje mi się, ze taka puszka ma w sobie więcej człowieczeństwa niż niejeden humanoid chcący zwać się człowiekiem. <br />
Zemlin poprawił jasnoniebieską togę i przeszedł kilka kroków po idealnie wykoszonym trawniku. Następnie usiadł na nim po turecku i rzekł z uśmiechem. <br />
-Pozwól, ze nie będziemy dziś w naszych rozmowach wchodzić z butami w tematy filozoficzne. <br />
-To o czym chcesz podyskutować, przyjacielu?- odparł Mujates siadając pod pobliskim drzewem. Koniecznie chciał się uchronić przed słońcem bowiem jego cera była nań bardzo wrażliwa. <br />
-Tak naprawdę to sam nie wiem- odparł Zamlin rozkładając szeroko ręce- moze sam coś zasugerujesz? <br />
-Jakby tak przejrzeć tematy naszych codziennych dyskusji to i tak zawsze zejdzie do fiozofii- odpowiedział Mujates z uśmiechem. <br />
-Chyba masz rację. <br />
Zamlin klasnął dwa razy rękoma i do ogrodu weszły trzy młode nagie kobiety wnosząc im talerz z sałatką, butelkę półwytrawnego wina i kieliszki.Tamci grzecznie skinęli głową, wstali z trawnika i zasiedli przy plastikowy stole, który stał dumnie pod wielkim parasolem. Zapewniał idealną ochronę przed palącymi promieniami słońca. Następnie zasiedli do posiłku. <br />
-Zastanawiałeś się kiedykolwiek Zemlinie nad sensem miłości w życiu człowieka? <br />
-Owszem i to całkiem duzo razy- odparł Zemlin odkręcając butelkę i nalewając wina do dwóch kieliszków. <br />
-I do jakich wniosków doszedłeś? <br />
Zemlin z dużą zręcznością wyszukał w sałatce dużą rzodkiewkę i zaczął egergicznie ją przeżuwać. <br />
-Do takich, ze nikt wciąż jeszcze dokładnie nie zdefiniował w poprawny sposób uczucia miłości, więc rozmyślanie nad jej sensem kompletnie mija się z celem. <br />
Nastała chwila ciszy lekko, acz przyjemnie zagłuszana przez dźwięczny śpiew słowika, odgłosy chrupania świeżych warzyw i niezbyt kulturalne siorbanie coraz to kolejnych kieliszków wina. <br />
-Teraz ja mam do ciebie pytanie Mujatesie. <br />
-Wal śmiało. <br />
-Przed chwilą mówiłeś, ze zwykła puszka sardynek może mieć w sobie więcej człowieczeństwa niż niektórzy ludzie. <br />
-Ująłem to trochę w inny sposób, ale ogólny sens wypowiedzi się zgadza. <br />
Kieliszki po raz kolejny zostały napełnione. <br />
-Powiedz mi więc, czy mówiąc to chodziło ci o nas, skoro znajdujemy się teraz tu gdzie się znajdujemy? <br />
-W rzeczy samej.- odparł Mujates zjadając malutki kawałek koziego sera w kształcie sześcianu, który starannie nabił wcześciej na metalowy widelec z czterema ząbkami.<br />
Do ogrodu wszedł młody postawny mężczyzna w niebieskim mundurze i z pistoletem laserowym marki kayak przypiętym do kabury dumie znajdującej się na czarnym, skórzanym pasie. <br />
-Dobra panowie, wasz dzisiejszy czas na spacerniaku się skończył. Pora wracać do cel. <br />
Mujates i Zemlin ze spokojem dopili końcówkę wina, wstali z kzeseł i skierowali się w stronę swoich prywatnych kwater odosobnienia. <br />
-Trochę głupio się czuję nie dorastając do pięt puszce sardynek, Mujatesie. <br />
-Domyślam się. <br />
Ogród powoli przeszedł w brudny korytarz przypominajacy stare Londyńskie metro z końca XX wieku. <br />
-A tak w ogóle to zgadnij co dzisiaj znalazłem w sałatce, co zresztą z ochotą zjadłem?- spytał Zemlin. <br />
-Nie mam zielonego pojęcia. <br />
-Soczystą, słonkawą, rozpływającą się w ustach sardynkę.