co raz po raz odejmuje mi jakości.
Otwarcie oczu, następujące po snu nicości,
to preludium kolejnego dnia w odmętach ciemności.
Każdy oddech tej egzystencji,
chaustem brudnej wody w płucach.
Tonę.
Bez szans na poprawę,
Bez szans na ratunek,
płynę, dryfuję, Tonę jednocześnie.
Po każdym dniu jest niestety(?) akcja ratunkowa,
zamykając do snu oczy i uszy,
gdy głowa w ciemności przed mijającym dniem się chowa,
czekam na ratownika bez duszy.
Tonę(?)
Reanimacja jest zawsze udana, profesjonalnie wykonana.
Znów można oddychać i być wyrzuconym na wyspę
samotną,
lecz nadal wilgotną.
Uratowany,
wszystko tylko po to by znów nad ranem,
wpaść do bezkresu mętnej codzienności,
i tonąc otoczony życia Oceanem,
szukać po omacku utraconej jakości.