Na chwilę nocy miejsca ustąpiło,<br />
Na nieba firnamencie ponad miasta światłami,<br />
Pojawili się oni... zakochani...<br />
Ona płynąc z południa, on z północy,<br />
Niesieni bliskością mocy,<br />
Łącząc w pocałunku swoje ciała,<br />
Niejedna z gwiazd na ten widok oniemiała,<br />
Nagością rozświetlali pełnię księżyca,<br />
Dlatego tak wielu ona teraz zachwyca,<br />
Delikatnie jak kocem wiatr otula ich obłokami,<br />
Jak nieznajomi tak bardzo się poznali?<br />
Od dawna są sobie bliscy,<br />
Choć się nigdy nie spotkali, nie kontrolują swoich myśli,<br />
Które ku sobie w snach się imają,<br />
W marzeniach nocnych doskonale się poznają,<br />
Odkrywają przed sobą zakamarki ciała,<br />
By rozkosz coraz bardziej wzrastała,<br />
Noc po nocy, Chwila po chwili,<br />
Znów do obłędu pożadzania się doprowadzili,<br />
Bez słów, bez późniejszego zranienia,<br />
Tylko miłosne, nieopamiętane westchnienia,<br />
Siła i pewność,<br />
Nieśmiałość i delikatność,<br />
Na przemian w ich ruchy wstępowały,<br />
W końcu coraz szybsze się stawały,<br />
Gdy słońce jak codzień wschodziło,<br />
Zaspokojenia drżenie ich ciała przeszyło,<br />
Na pierwszym spojrzeniu światła leżeli,<br />
Przytuleni do siebie, wiedzieli ile ich dzieli,<br />
Nie chcieli odejść, trzymali się za ręce,<br />
Ale sen się kończył, zostawiając złamane serce,<br />
Ostatni dłoni uścisk, w końcu puścił...<br />
życie wypełnilo się pustką,<br />
Ulecieli w dal, już tęskniąc,<br />
W rzeczywistości kolejny dzień siebie poszukując,<br />
Obudzili się każdy sam w domu,<br />
Nigdy nie mówiąc o tych skrytych snach nikomu...