fragment- "Blask ognia- rozdział 1. Nieuchronność"
Czas i miejsce naszej historii zaczyna się w przydrożnej kuźni gdzie bracia cechowi dywagują nad wieloma zagwozdkami najnowszych czasów oraz zajmują nad danym im zamówieniem od nieznajomego nikomu przybysza.
Iskry buchały z rozgrzanego do czerwoności pieca. Była już ciemna noc, jedna z tych co tylko licho potrafi zmącić. Bezwłosowe bujanie się gwiazd przyświecało długim rozmową i wyrachowanym wnioskom złożonym bez większego powinowactwa.
W krytej strzechą chacie dźwięcznie w ruch szły kowalskie młoty. Jednostajne uderzenia stanowiły pauzy dla kolejno wymienianych zdań.
-Co sądzisz ... o owym gościu. Zaczął ubrany w usmolony długi szarawy fartuch młodzian Sławek Bocian.
Człek postury przysadzistej, ale silnie zbudowanej o twarzy owalnej rumianej z lekkim rudym wąsikiem..
Młot potężnie walnął, a on kontynuował.
- Wszak poza zostawionej listy nie pokwapił się nawet na dwa słowa wybąkane choćby z przyzwoitej woli.
Wyraz jego twarzy był tak samo ciężki jak ruchy
Kompanem rozmowy był wysoki łysy mistrz kowalski, który zręcznie obrabiał żelazo. Dłonie miał wielkie, o dziwo nieproporcjonalne do przedramion wręcz suchych. Usposobienie miał pogodne lecz sam był dosyć małomówny. Nocna godzina widocznie go rozdrażniała co dało się usłyszeć w tembrze głosu.
- gbur jaki bądź posłaniec co mu prędko w Hermesowej modzie do swojego pana po kolejne ruszyć trasy. Obchodzi mnie to tyle co manifesty feministyczne nowobogackich panien.
-nie wiem jak Ty.. kontynuował Sławek.. coś niepokojącego w tym całym zakupie. Któż zamawia w trzech pobliskich cechach tyle towaru. Mistrz milczał, gaduła sapnął lecz nie drążył suszenia ucha.
Nastała chwila ciszy lecz nie na długo gdyż ciekawość i gadatliwość wygrała z młodzianem.
Zaczął ponownie.
Zaczerpnąłem posłuchu i tak jak u Dekertów jak Jarmów pełna kuźnia stali. Jan, najmłodszy syn jeno sprowadza najlepszą skórę na uprzęże i cięciwy na drzewcowe łuki lekkie dla konnych niby na wzór tatarskich.
Kowal podniósł wzrok z nad kowadła i dosadnie odpowiedział kończąc rychło temat.
-Głupiś! Co nam do tego klient wszak mocą Bożą przywiedziony nie na spowiastki a interesu dobić przychodzi. Ja gęb do wykarmienia mam tabun więc taki podarunek losu nie kole ani ucha ani oka. Milcz w ten czas i bierz się do roboty młodzieńcze atoli plotki zostaw praczkom. Pókim dobry.
Młody czeladnik zamyślił się i począł rąbać ostrza niby Hefajstos trójząb Posejdona.
Być może ktoś wybrał ich wyroby dla ozdoby pasa jakiegoś ważnego rodu zadumał.
Trzeba było wiedzieć, iż ów cech choć mały znany był z solidnej ręki. Jego sława poprzez lata obiegła pobliskie Opola stanowiące pejzaż dla szlaków ziem Łęczyckich. Przejezdni mogli nabyć miecze, tarcze, noże, krótkie kopie oraz kolczugi, łuki, uprzęże. Nie można było również przejść bezinteresownie obok niebywałej sztuce podkuwania koni. Tereny Łęczycko- Sieradzkie jako centralne dla topografii Polski łączyły się siłą rzeczy z otaczającymi szlakami handlowymi. Dawało to perspektywy na rozwój nawet w tak niepewnych czasach jak obecne. Przychylność książąt dla oręża dawała szanse na ubicie iście złotego interesu.
Po kilku godzinach monotonnego fachu młody Bocian usiadł na chwile by popić z dzbana parę łyków miodnicy. Spojrzał na strzechę mniej gęstą przy łączeniu krokwi i posmutniał.
W pobliskich karczmach i dworkach świętowano nowinę o ślubie
Księżyc przyświecał miedzianym blaskiem jak zwykle o tej porze roku. Koncert dawały świerszcze będące przy huku młota iście zjadliwą orkiestrą, ba światowego formatu.