Dołączył:
Miasto:brak
Wiek:2024
Średnia ocen: 0
Głosów: 0
Komentarzy: 0
Mam 20 lat. Jestem młoda. Niedawno zakończył się w moim życiu etap zwany w pedagogice dzieciństwem. Właśnie... znowu coś się skończyło, a rzeczywistość trudno określić słowami. Studiuję... więc nadal jestem młoda, powinnam cieszyć się życiem, poznawać ludzi, naukę, planować przyszłość. Szkoda, że tylko w teorii... Mam 20 lat, jestem studentką pierwszego roku prawa . Dorosłam w dniu 4 października 2006 roku. Zamieszkałam sama z dala od najbliższych, w miejscu nie znanym dla mnie, pośród obcych mi twarzy... Byłam dzielna... uciekłam w wir pracy. Stałam się na tyle niezależna, że mówiono o mnie Boże taka młoda, a taka dorosła. Wszystkim dokoła i mnie samej wydawało się, że wiem czego chce od życia... to były tylko złudzenia. Po ośmiu miesiącach ślepej ucieczki w naukę, prace, nowe znajomości i dziwne historie miłosne, budzę się z ręką w nocniku. Tak szybko i skutecznie chciałam uciec od najbliższych od 20 letniej przeszłości tylko po to aby wreszcie samej stanąć na nogach, stać się niezależną i odpowiedzialną za swój los. To były złudzenia... tak cholernie ciężko podejmuje się samemu decyzje... tak boli każdy kopniak od życia bez czułego opatrunku rady najbliższych... tak słone są łzy, które coraz częściej napływają Ci do oczu przez zaciśnięte zęby, kiedy wokół ciebie są sami obcy ludzie. Nagle pragniesz zamknąć oczy, uciec gdzieś przed światem tam, gdzie nie znajdzie cię nikt. Pragniesz chwili wytchnienia. Jednak jesteś wchłonięty w sam środek wyścigu szczurów. Już nie wiesz co to znaczy beztroska. Zapominasz jak to jest obudzić się bez zmartwień na głowie i zapisek w organizerze na najbliższe 24 godziny. Pośród otaczających cię ludzi szukasz kogoś, kto swoim uśmiechem ogarnie cię ramionami bezpieczeństwa. Ciągle idziesz, czasem nawet biegniesz i krzycząc szukasz wsparcia. Ile byś dał, żeby znowu ktoś cię zrozumiał. Przytaknął kiedy twierdzisz, ze dorosłość jest straszna. Chcesz aby znowu ktoś wziął cię za rękę i poprowadził przez życie. Jednak kiedy przychodzą dni, w których czujesz się silniejszy zamykasz siebie w swoim egoizmie. żyjesz jak robot. Budzisz się rano sam, zmierzasz tam gdzie zawsze sam, rozmawiasz tylko z własnymi myślami, uśmiechasz się sam do siebie, zasypiasz też sam... czujesz się taki dzielny, niezależny, odporny na przyziemne uczucia śmiertelników. żyjesz w tym przekonaniu przez jakiś czas. Później znów szukasz kogoś, lecz nie potrafisz dzielić z nim swojego życia. Nie umiesz mówić o swoich problemach. Na samym początku żyjesz w euforii, po kilku chwilach opadasz na ziemię i wracasz do szarej rzeczywistości. Pojawia się ciągle to samo co jakiś czas, trwasz w tym cholernym dniu świstaka. Inaczej jednak jest wtedy, kiedy ktoś cię zostawia. Był dla ciebie pomocną dłonią, silnym ramieniem, oczami które bez słów potrafiły zrozumieć, ciepłym głosem i ufnym uśmiechem. Dla niej budziłeś się co dnia, dla niej odzyskałeś wiarę w sens istnienia... nagle wraca trzaskając za sobą drzwiami we własne życie i jego ambicje. Znów czujesz się nikim. Szukasz ucieczki... nie widzisz nigdzie żadnej drogi... Popadasz w obłęd... nagle uciekasz w ramiona innej osoby, niestety to nie są te oczy, usta i dłonie... porzucasz je jak dziecko w sierocińcu pragnąc tylko spojrzenia tej jednej osoby przy której rzeczy niemożliwe miały swój sens, a każdy nowy dzień był kartką twojego życia pisaną w pierwszej osobie liczby mnogiej...
Nikt nie dodał pozytywnej oceny do tego utworu.
Nikt nie dodał negatywnej oceny do tego utworu.