śmierć <br />
setki twarzy pragnących choć godnego <br />
zasypiania <br />
patrzyłeś także milcząc <br />
nie protestowałeś <br />
nie umiałeś <br />
krzyczeć <br />
tylko beznamiętnie skreślałeś kolejne istnienie <br />
kolejne bliskie komuś światełko <br />
szli co dzień <br />
na spotkanie z buchającą wiecznością <br />
ich winą był <br />
Bóg którego kochali <br />
ich twarze nosy usta imiona nazwiska <br />
zawinili życiem <br />
obdarci z wolności <br />
pozbawieni nadziei <br />
szli&#8230;bez jutra <br />
odmierzając pokornie ziemskie godziny <br />
szli&#8230;zostawiając po sobie <br />
przeraźliwą ciszę&#8230;i pustkę&#8230; <br />
wypełnioną niewinną <br />
krwią i łzami bezsilności <br />
bólem <br />
gniewem <br />
zbrodniarzami którym zachciało się <br />
zabawy w Boga&#8230;<br />