Spływają salwa za salwą w milczących<br />
Murach nienawiści. Jeszcze wciąż wierzą<br />
Jakby sen pokrył twarze z obrazów<br />
Bohaterzy strachem obici. Ludzie we łzach<br />
Z jednego wiersza cierpieniem zrodzeni<br />
Spocone czoła, w śmierć pogodzeni<br />
Tacy szarzy w pyle słonecznego dnia<br />
Gorące od słów karabinów cienie<br />
Wędrują nabite w bladych rękach<br />
Wers za wersem. Po schodach, po bruku<br />
Nad grobem w podwórzu odżyło wzruszenie<br />
Niewypowiedziane jak krótki wystrzał<br />
Ze stu podartych nocnych marzeń<br />
W ten letni dzień zabiegany wolnością<br />
Gdy w twarz niewidzialny wróg spojrzał<br />
To noc, rozrzucona głośnym krzykiem, ramiona<br />
Wtuliła w mundury odłamkiem brzemienne<br />
To nie dziecko zdaje się cicho płakać<br />
Lecz cała w krwi Twoja skroń zaplamiona<br />
Płomienie zmęczone od miłości i od walki<br />
Wygasły ze wszystkich luf. Jak poezja<br />
Samotna, ciągle wznosi duszy barykady<br />
Gdzie ciała zlepione, gdzie nikt jej nie zna