Szepczą do ucha irracjonalne zdania
Przecież ja wcale go nie kocham
Nawet ziemia dostrzega brak obojętności
Chciałabym by spadł wreszcie deszcz
I obmył mnie z niepewności, niedomówień
Póki co wieje wiatr a ja się gubię w jego szumie
Już nic nie wiem zatracam siebie
Wszechświat wiruje w chaosie dnia codziennego
Ja w mokrej od rosy sukience gonię autobus
Wszystko co miało wszystko się stało nic złego
A oczyszczającego deszczu nadal jest brak