urodziłem się
była zima
padał śnieg
małe płatki
układały moje imię
mały skarb mówiła mama
ojciec zdjął czapkę
pocałowała w policzek
rozgrzany jak węglik
przebierałem nóżkami
ślina z ust matka wycierała
gruchałem coś pod nosem
mówiła śpij
już dobrze
dorastałem w spokoju
babcia obok
bawiła się z wnukiem
teraz ich już nie ma
z dobrodziejstw nieba
wychowuję dzieci
słodkie maluchy
dorastają jak ja dorastałem
dzieci otaczają myśli
wypełniają słowa