pełzam aleją z butelką pisaną
patykiem podpieram życie
pada parę słów
jak kłody pod stopami
potykam się wywracam los
do góry nogami
jak owad po oprysku konam
na kolanach zbieram siłę słów
nikt
nie podniesie żebraka
każdy rży jak koń
czkam na tęgie baty
skaleczony sunę po szczeście
matko
sam w świecie
na świecie ciebie brak
by drogę wskazać
drogowskazy ktoś skradł
matko
podaj dłoń
przytul raz jeszcze
daj miłości daj zjeść
pamiętam jak dziś
rosół mi się śni