szczęście dom rodzinę
ale żony nie słuchałeś
wolałeś w parku na ławce
rękoma obejmować butelkę
Co ona Tobie dała
życie zmarnowała
a kiedy zasypiałeś
nawet się nie pożegnałeś
W oddali słychać drwiny
kim byłeś dla rodziny
cząstką świata
odszedłeś do brata
Czasem nie rozumiem
i pojąć nie umiem
kto karty rozdaje
i ból zadaje
Była taka zimna i czysta
każdy jej łyk zabijał najbliższych
szybko znikała
i nic nie dawała
Teraz patrzysz z góry
obserwujesz chmury
błąkasz się po kraju
szukając umiaru
Nie umiem Ci pomóc
choć bardzo bym chciała
za późno już na to
żegnaj Tato