jakby wieczne łowcy
biedne opuszczone
brzozy blade nie ma lipy
skute lodem skrzypią palce
trzeszczą ramiona rozłożone na wietrze
zapisują rejestrują opowieści
w zaświaty wysyłają różne treści
ciężko przetrwać zimną
gdy w kieszeni świeci podszewka
łatwiej zbić trumnę z drzewa
choć na nią nie ma miedzi
wszystko dziś kosztuje wyśpiewują wróble
jak cienie drzew maszerujemy w złym kierunku
nie po tej ziemi nie w tym niebie
jedno wiem kocham drzewa
śpiew ptaków o świcie
pierwsze promienie
słońce blaskiem okrywa ziemię