układał drobiny kamieni w marzenia
szafirowe utopie spajała lekkość
stopu białego złota z niewiadomą
z wyrazistej czerwieni słońca
rubinowym muśnięciem do snu
miedzianą melancholią za zaniknięciem
w srebrzących się konarach dodał wspomnienie
zeszłej nocy nad ciemniejącym horyzontem
w środku tuż obok położył opalizujące ramiona
czekał aż powoli ostygną z gorąca do mglistej bieli
która przejdzie w odcieniach szarości w spowicie
zanurzone w wodzie pozostanie
trwale łącząc się z niezapomnianym
jedynym spojrzeniem na gorsze dni
szlachetniejszym jak niczyje przedtem