kłamstwem przykryte,
na ułudę,
szyte naiwnością.
Zabrane i roztrwonione
na byle chodniku,
splugawione do rynsztoku,
bez blasku i czucia.
Rozwiane mgły odarły
barwy urojone,
co pozostało,
to zduszone w zapomnienie.
W każdym geście, zgłosce
w oczach szukam,
nie znajduję,
za późno.
Bez pośpiechu
wracam,
bez okruchów przeszłych,
z trwogą o nowe.