przebijają chmury strzelistym kształtem
rozwożą anioły tak,jak nakazuje Bóg
by pomogły ludziom w potyczce ze światem
Krążą czasami,malując kłębiaste obrazy
jak Picasso pobudzał potrzebę piękna
a może i bardziej- ściarczyste bohomazy
gdyby Picasso żył,na pewno by przed nimi klękał
Dryfują w bezkresie,na przodzie wielka lupa
przybliża ona prawdy drastycznych zdarzeń
na kuli ziemskiej pogwałcenia miłości szuka
żeby otulić ją zmyciem odrazy do siebie samej
Nagle wielka zamieć niebo poruszyła ogniem
kołysząc nieustannie pociągami narwana
Bóg jednak szybko wypędził ją słowem
ale jedna istotka spadła,w niebie nie ocalała
Spadała odbijając się od chmur,później szybciej
wirując wokół osi swojego ciała,głośno krzycząc
myślała,że szansy nie ma już w ogóle dla niej
pogodziła się z tym i dalej spadała milcząc
Przy Ziemi nie było już żadnej nadziei
ani wiary w ratunek bądź pomocną dłoń Boga
zobaczyła tylko szyk powykręcanych cieni
może po prostu pisana jej była taka trwoga
Poczułem raptem,że nic więcej mi nie potrzeba
wcześniej dusza była moja diabelsko roztargniona
I nie zapytam "Czy bolało gdy spadłaś z nieba?"
bo wiem,że spadłaś wprost w moje ramiona.
"Gdy formy zniosła treść"