na schodach do nie wiadomo
dławi kawałkiem prawdy
czas sprzymierzeniec
uciekam na szczyty
chowam sny w jaskiniach
ostatkiem sił
wdrapuję się na krawędź życia
skuty duch skąpany
w niewyraźnym obrazie dnia
dziś pada jutro zaleje wszystkie troski
na brzegu stoję nie dbam o swoje
jaśmin w ogrodzie pamiętam ten zapach
mogłem go wąchać na każdej stacji
twoje słowa nie sprawdziły się umieram
samotnie na wzgórzach pokrytych wrzosem
nie ma rzeczy które byłyby coś warte
miałem pięć minut zmarnowałem szansę