liście tracą kolor
cienie drzew chylą się
złowieszczo do przodu
żaden szept nie zaburza
nieskończonej ciszy
umysł wiruje w ferworze
tysiąca neuronów
chodź dziecino
strzyga do snu ukołysze
zakrwawione łono
nikt twego krzyku nie usłyszy
zbłąkana duszyczko
próżne twe błagania
oddałaś swą duszę
w ręce szatana
nie przebudzisz się już
to nie sen lecz jawa
w mroku jaźni
na wieczność schwytana