pięćdziesiąt dwa
i jeden.
Jeden i kolejny jeden,
jeden za jeden,
jeden i już dziewięć.
Bo mówią, że gwiazdy
nie wiedzą kiedy spadają.
A trawy nie słyszą
kiedy rosną.
Herebata zanim się zaparzy,
to zimna spływa do zlewu.
Trzysta sześćdziesiąt pięć,
pięćdziesiąt dwa
i jeden.
Jeden i kolejny jeden
jeden za jeden,
jeden i kolejne dziesięć.
Widelec zanim ubrudzi się od tortu,
to wyschnięty czeka już w szufladzie.
A suche ubrania wychodzą same
z pralki.
Telefon dzwoni kiedy rozmowa
już dawno skończona.
A zaschnięty komar na ścianie
jeszcze dycha,
chociaż dawno już nie swędzi.
Trzysta sześćdziesiąt pięć,
pięćdziesiąt dwa
i jeden.
Jeden i kolejny jeden
jeden za jeden,
jeden i już nawet nie liczę.
A ty obłudniku patrzysz na mnie ze ściany.
Dobrze wiesz, że z każdym dniem
tykasz coraz szybciej...