coś przede mną skrywasz
spopielały cały jak środa
wypłata wczorajszego dnia nie wspomina
idę jak zawsze tą sama drogą wyłożoną kitem
kilku gości na rogu zbieracze na bułkę
trzeba to wiedzieć sterczą tak cały dzień
jak maszty na statku Kolumba
by wieczorem w żyłę uderzyć
kompas wyznacza tawernę najgorszą w mieście
wracają ze śpiewem nieświeżym oddechem
ściągają latarni blask
złościsz się gdy słyszysz bełkot
na brzegu uświadamiam sobie
że nie mam dokąd uciec
niebezpiecznie rozpiłem szczęście