przy stole sam
tępe spojrzenie samotności prosto w oczy
w amoku dłoń ściska niedopitą butelkę czystej
mówiłaś ja albo ona
mam przynajmniej wybór
tobie nie dogodzi ona sama się napełnia
mam fajnych kupli doradcy jakich mało
w końcu prze trzeźwiałem
strawiłem myśli dość jasno
teraz gdy stałaś się ważna dla mnie
wychowujemy dzieci
biegniemy pustym parkiem
tylko liście szelestem karmią głodne oczy
piękny park tysiącem barw mieni się staw
jak pryzmat w kilogramach szkła
obudziłem się to sen kolejny dzień
toczę go sam toczę go sam na sam