niczym szakale nad trupią czaszką
tańczące w noce krwawe -
ohydne szpetne niecne i szubrawe
- gdzie żeście miłe i dobre mgnienia
ach nie ma was tu pośród stworzenia
tylko zgnilizna i pycha tego świata
wszystko co dobre na bruk wymiata
- tu wegetuję i tu mi dni liczyć trzeba
pomiędzy otchłanią plugastwa
a przestrzenią nieba
- zjadacz pospolity codziennego chleba
- ciebie pragnę miła skrzętna pani
co pomiędzy garnkami swe wdzięki roztaczasz
strawę przyrządzając niechcący uwodzisz
dni uprzykrzone twą urodą słodzisz
- o piękno twe nieocenione
napędza gorącem sny szalone
twój obraz w pamięci każdego bezecnika
szarym porankiem jak mgła umyka (peel dostaje bzika!)
- ach gdybyś tylko raz jeden zechciała
w wiry miłosne się rzucić ze mną
edenu skrawek udostępniając
w rzeczywistość zafajdaną ponurą i ciemną -
(daremną lub nikczemną, znaczy pójdź do łóżka ze mną)
-o najszczęśliwszym ze wszystkich byłbym wtedy
zapominając me troski katusze i trwogi (depresje)
już bogaty i mocny i pewny swego (wzrost samooceny)
wyszedłbym z dołka owego popapranego
- z hymnem na ustach
grzmiałbym dźwięki lube
miłującym ku radości
pyszałkom na zgubę
- o miłości tyś solą życia
i ostoją rozpacznika
(peel na dobre już dostał bzika)
a czas myka myka i myka
ała...ała
Do Hanki barmanki