cztery białe ściany o zapachu śmierci
na szpitalnym łóżku jasność
idą piguły w habitach ciasnych od białości
za drzwiami życie zmęczone
za drzwiami drzemie niepokój
za drzwiami czas karty rozdaje
dzień dzieli nas do spotkania
odmierzam chwile dobre
nie rozmyślam co dawniej
historia jest jasna
wiele powtórzeń ma miejsce
byśmy w życiu się nie pogubili
z uśmiechem garść pigułek podają
ze łzami w okno patrzę na gołębie
płonie ogień płonie we mnie