a lasem zielonym żółtym płodnym
parking wypełnia pustka pasem asfaltowym
na wardze papieros dym wciągają pęcherzyki płucne
natleniony kaszel duszności sąsiad szydzi zapal sobie
szum za oknem zaprasza na spacer
wśród zielonych sosen ciemnych świerków
powietrze czyste przejrzyste jak w szklance denko
gęsto w objęciach wiatru nie myślę o tęsknotach
oplata krótkie włosy siecią pajęczyn
dzień wlecze sny zabrane świtem
obejrzyj się za siebie świat w końcu się śmieje