nie patrzę w niebo nie wołam
nie słyszy głosu cichej modlitwy
obym się mylił
w dłoniach Jego proch
zmieszany z grzechem
rozsypie po oceanach
dla wiecznego zatracenia
wymaże z pamięci ludzi złych
na wieczne płomienie
wieczne cierpienia
mój duch skulony
cicho prosi o przebaczenie
łka w ciemnej otchłani ciała
Panie czekam na znak
za horyzontem ból niewinny płacz
dzieci bożych żółtych czarnych białych
jestem twoim żołnierzem
rozkaz brzmi jak świętość
wypełnię go z poświęceniem życia
umrę w Twoim imieniu
by ktoś mógł cieszyć się życiem
aniołowie wskażcie drogę
zbłądziłem
fałszywa droga do nieba
błądzę po zielonych łąkach
na kolanach wspinam się na szczyt
wyciągam dłoń pocieszam słowem
czekam na swoja kolej
powiedz kim jestem w Twoich oczach