niszczycielski wir ciągnie w dół
przyzywa do otchłani ciemnej
gdzie nic i nikt nie znajdzie jej
szare dni pełne udręki
psychiczne wypalają blizny
wilgotne usta skamieniały
w niemym krzyku obłędu
nie wie jak a może nie chce
z głębin piekieł wydobyć się
gorąc pochłania ją i spala
pada twarzą tuż przy dnie
ogień jednak chwyta serce
gwałtowny wzburza gniew
nie pozwoli lękom zniszczyć
piękna co się kryje w niej
nawet jeśli wrócą kiedyś
przed jej mocą ugną się
nie da w oku zamigotać
ani jednej smętnej łzie