Gdy przez okno patrzę.
Jak dwie krople tam obok siebie,
Maszerują w wiatru cichym śpiewie.
Kroczą same, grupką bądź dzikim stadem,
Pomagając uciec nam przed słońcem upalnym latem.
Szaty przybrać u nich może każdy:
Słonia, żelka, morskiej małży.
Jednak jednej ciągle braknie,
Co nie spojrzę gdzie popadnie.
Tej, z serduszkiem pełnym smutku,
Tej, co na złość śmierci walczy aż do skutku.